Jakieś 12 tysięcy kilometrów od Polski. Na końcu świata, na 7 morzach, o powierzchni porównywalnej do rozmiarów naszego kraju leży ponad 7 tysięcy wysp – Filipiny. Ze względu na swój wyspiarski charakter Filipiny zapewniają różnorodność zarówno krajobrazową, jak i kulturową. Każda, niezależna wyspa ma swój unikatowy, niepowtarzalny charakter, a jednocześnie wszystkie mają wspólny mianownik i są integralną częścią większej, spójnej całości. Nadal blisko tysiąc filipińskich wysp jest niezamieszkanych. Pozostają one królestwem przyrody i całkowicie dziewiczym zakątkiem świata.
Jako zagorzały nature lover zawsze szukam destynacji, które zapewnią mi odpoczynek powiązany z bliskością natury. Po przeludnionym Pekinie, hałaśliwym Sajgonie i pełnym chaosu Hanoi wyczekiwałam wakacji z dala od metropolii. Potrzebowałam wyciszenia.
Rajskie plaże przyozdobione szeregiem gęstych palm. Barwna rafa koralowa i snorkleing w turkusowo-krystalicznych wodach. Jazda skuterem bez celu - wśród bezkresnych, nierealnie zielonych pól ryżowych. Odkrywanie kolejnych wysp, poznawanie ich klimatu. Do tego obietnica pływania w towarzystwie żółwi i wizyta u cudacznych wyraków. Tak, to był bezczelnie dobry plan
:D
Wiem, że mimo tego, że odwiedziłam zaledwie niewielki wycinek Filipin, to doświadczyłam ich bardziej niż zakładałam. I bardziej niż marzyłam.
:mrgreen: Ale o tym później…
Co do planu podróżny... no cóż - ten mocno odbiegał od naszych wyjazdowych standardów, bo… w zasadzie go nie było. Z reguły jeszcze w Polsce dopinam wszystko na ostatni guzik (lub jak to woli: tuzin guzików). A tym razem? Nie miałam ani mocy, ani motywacji do studiowania dziesiątek przewodników i blogów podróżniczych. Tyle co wróciliśmy z intensywnego Wietnamu, po którym nie zdążyłam się zregenerować. Znacie to uczucie, kiedy po powrocie z wyjazdu przydałby się urlop od urlopu?
:P No właśnie… Na Filipinach czas miał zwolnić… Miał upływać na podziwianiu krajobrazów i morskich kąpielach.
A może brak regeneracji po Wietnamie to wymówka? Może po prostu, zupełnie naturalnie, nadszedł czas, w którym poczuliśmy, że chcemy spróbować innego podróżowania? Że chcemy, tak dla odmiany, przeżyć coś na większym spontanie. Bez pobudek o 4 nad ranem, bez tabelki w Excelu, programu dnia i bez napinki na wyrobienie 100 proc. normy (chociaż generalnie bardzo lubię to uczucie). W każdym razie, w kontekście swojej skrupulatności i perfekcji, ignorancja jaką wykazałam się podczas planowania Filipin była mocno zaskakującym zjawiskiem. Wzniosłam się na swoje osobiste wyżyny.
:o
Zanim jednak Filipiny… postanowiliśmy zrobić sobie 4 dniowy stop-over w Dubaju (tak, wiem - a propos alergii na metropolię…
:P). Zjednoczone Emiraty Arabskie nigdy wybitnie nas nie elektyzowały. Stale były deklasowane przez płynnie zmieniającą się czołówkę Bucket Listy i jako destynacja sama w sobie prawdopodobnie nie doczekałby się swoich pięciu minut. Z jednej strony – Dubaj niby nie zaprzątał naszych myśli. Przynajmniej nie nachalnie. Z drugiej, zgodnie stwierdziliśmy, że jako światowa stolica luksusu i powstałe na piaskach pustyni miasto przyszłości jest tworem tak innowacyjnym i nieprawdopodobnym, że dla zaspokojenia ciekawości trzeba będzie to miejsce kiedyś, choćby przelotem, odwiedzić. Tak dla odhaczenia… coś jak kiczowate Las Vegas – niby marne szanse na zakochanie, ale być w pobliżu i nie dać szansy...?
:P
No i stało się. Promocja Cebu Pacific na odcinku Dubaj – Manila. Bilety w cenie 150 złotych błyskawicznie zakończyły rozważania dotyczące zasadności wizyty w Emiratach i otworzyły nowy rozdział podróżniczego pamiętnika - filipińską przygodę.
Nooooo…. to, to ja rozumiem. Już samo lotnisko wygląda nieprzeciętnie…
Do centrum miasta dotarliśmy około północy, ale przygody tego dnia dopiero się zaczynały.
:shock: I, co gorsza, bynajmniej nie mówię tu o tym, że wciągnęło nas nocne dubajskie życie. Niespodzianka niestety była bardziej prozaiczna.
:lol: Otóż, po dotarciu do hotelu okazało się, że w zarezerwowanym przez nas pokoju goszczą już radośnie nowi lokatorzy… Z uwagi na late check-in i brak kontaktu – próbowali się do nas dodzwonić, kiedy niczego nieświadomi lecieliśmy w samolocie - postanowili wynająć pokój komuś innemu. (sic!) Uwielbiam szukać noclegu po nocy i uwielbiam ćwiczyć cierpliwość i strategie negocjacyjne w chwili, kiedy wszyscy z którymi podejmuję temat doskonale wiedzą, że mam mało alternatyw i jestem trochę w d… :
:twisted: Ostatecznie przenieśliśmy się do Golden Tulip Media Hotel. Miałam wrażenie, ze standard delikatnie niższy, ale whatever - przecież nie przyleciałam tu, żeby spać w hotelu……
Dzień 1. – Formuła 1 i projekcje na Burj Khalifa, czyli jak zrobić pierwsze dobre wrażenie.
…obudziłam się koło południa.
:D
:D
:D Pierwszy odruch – 12 ?!?!?! Drugi odruch – kobieto oddychaj, przecież wdrażasz plan „bez planu”.
Po szybkiej burzy mózgów zarysował się z grubsza plan pierwszego dnia. Szczęście się do nas uśmiechnęło. Przynajmniej do @Maxi1982. Okazało się, że w piątek startuje 24-godzinny rajd na torze Formuły 1. Mało tego – wejście jest zupełnie darmowe.
:D Póki co, podoba mi się ten Dubaj – miało być drogo, a tu proszę jakie zaskoczenie.
:mrgreen: Zagorzałą fanką sportów motoryzacyjnych nie jestem, ale co innego oglądać w tv, a co innego zobaczyć The Hankook 24h Dubai Endurance Race na żywo. Długo nie trzeba było mnie namawiać.
Jako marny znawca tematu ograniczę się do zacytowania słów Maksa, którego warkot silników przyprawiał o wielokrotny zawrót głowy i (wg. relacji) co rusz wyzuwało go z trampek.
:lol: „Spaliny z setek litrów paliwa, tony spalonej gumy - odleciałem.... Jeżeli istnieje raj to na bank oddycha się tam czymś takim”. No cóż. Ja tam mam nadzieję, że w raju będę jednak oddychać czymś innym…
:P Nie ważne. Warto było, chociaż miks wspomnianych zapachów plus panujący tam hałas były kombinacją tak intensywną, że po około 2 godzinach – w obawie o zdrowie psychiczne - opuściliśmy imprezę.
8-)
W drodze do hotelu postanowiliśmy zatrzymać się w pobliżu Dubaj Mall na wstępne oględziny jednego z najbardziej spektakularnych elementów dubajskiej architektury - Burj Khalify, której wielkie otwarcie miało miejsce w 2010 roku. Aby ją zobaczyć w całej okazałości trzeba najpierw przespacerować się ok. 15 minut łącznikiem z metra do Dubai Mall, a następnie przedrałować kolejne 20 min. przez całe centrum handlowe...
Burj Khalifa jest aktualnie najwyższym wieżowcem na świecie i nawet takiego architektonicznego ignoranta jak ja wprawiła w prawdziwe osłupienie. Jest nieprawdopodobnie wysoka i cudownie smukła. Wystrzeliwuje na 828 metrów wysokości i ma 206 pięter. Robi wrażenie. Podobno każda zewnętrzna szyba pokryta jest cienką warstwą srebra, żeby odbijać promienie słoneczne i zmniejszać nagrzewanie się budynku. Burj Khalifa dosłownie błyszczy na tle innych wieżowców. Figlarnie drapie chmury po brzuchach. Onieśmiela. Zwala z nóg. I na pewno jest kobietą…
;)
U jej stóp znajduje się największa tańcząca fontanna na świecie z rzędem dysz o długości 275m. Pokaz ich możliwości szczególnie atrakcyjnie prezentuje się po zmroku, kiedy efekt wzmocniony jest przez 6600 świateł zainstalowanych pod taflą wody i 25 kolorowych projektorów. Ponadto, na Burj Khalifie co pół godziny (począwszy od 18:00) wyświetlane są projekcje. Dzięki nowoczesnej technologii powstaje niezwykły spektakl łączący wodę, światło i muzykę.
Nie wiem, czy iluminacja na Burj Khalifie, którą mieliśmy okazję zobaczyć pierwszego dnia wizyty w Dubaju była tak wyjątkowa ze względu na jakąś okoliczność… Widzieliśmy w kolejnych dniach jeszcze kilka innych jej odsłon i żadna już tak nie zahipnotyzowała. Arabska klimatyczna muzyka w tle… Fontanny perfekcyjnie zsynchronizowane z muzyką wyrzucające w kluczowych momentach wodę na 150 metrów do góry. Wielokolorowe, przecinające niebo lasery oraz niezwykle dopracowane, zmieniające się jak w kalejdoskopie, projekcje na Burj Khalifie. U jej stóp morze ludzi i… zupełna cisza. Zero rozmów. Ciarki z pleców nie schodziły ani na chwilę… Zaczarowała wszystkich.
Dzień 2. – dzielnica Dubai Marina i Jumeirah Palm, czyli pokaz potęgi, fantazji i przepychu.
Dubai Marina to dzielnica mieszkalna wybudowana wokół sztucznego kanału o tej samej nazwie. Jest synonimem przepychu i niewyobrażalnego bogactwa. Na jej obraz składają się szybkie samochody, warte miliony dolarów jachty, eleganckie restauracje oraz ekskluzywne butiki. Dookoła mariny rozciąga się 8-kilometrowy deptak z mostami łączącymi dwie części kanału. Las nowoczesnych wieżowców robi wrażenie. To zaskakujące, że głownie są to budynki mieszkalne.
Marina okazała się być bardzo spokojnym, emanującym przyjazną atmosferą miejscem. Spacerując deptakiem mijaliśmy wiele osób uprawiających jogging, co automatycznie przywiodło na myśl amerykański styl życia – dokładnie tak wspominam poranny spacer wzdłuż wybrzeża Michigan, czy plaże Miami.
:D Bogactwo wylewa się tu z każdego zakamarka, ale miejsce nie jest nadęte. Marina nie jest kiczowata, ani przerysowana. To raczej luksus w eleganckiej, czystej formie.
Po pierwsze, super zdjęcia! A po drugie, jak ja Wam zazdroszczę tych pustek w meczecie w Abu Zabi... Niech zgadnę - byliście tam punktualnie na otwarcie? Gdy byłem tam w listopadzie 2017, otaczał mnie istny tłum (byłem wieczorem). Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Przeczytane od deski do deski. Oto dowód: "Komunikacja miejsca"
;)A tak bardziej poważnie, po tych interesujących wpisach chyba zmienię zdanie na temat długości mojego potencjalnego pobytu w przyszłości w Dubaju
:) Wysłane z mojego CLT-L29 przy użyciu Tapatalka
Relacja super, 2 lata temu miałem podobny wyjazd Dubaj, APO, Siqujor, Bohol, Manila.Jedna uwaga, z tego co wiem to mundial 2022 będzie w Katarze a nie w Dubaju
:D „Według międzynarodowych raportów ok. 250 tys. robotników z południowo-wschodniej Azji żyje w Dubaju poniżej standardów cywilizacyjnych. Według Human Rights Watch podczas przygotowań do mundialu w 2022 r. co dwa dni z upału i przepracowania umiera jeden robotnik z Nepalu (brakuje danych dotyczących robotników z Indii, Sri Lanki i Bangladeszu). ”
A widzisz! Słusznie... Nie interesowałam się mundialem, nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Zacytowany tekst w całości można znaleźć w internecie. ?
Swietna relacja! Ja Dubaj kocham i nigdy sie tam nie nudze. Zawsze jest cos do ogladania czy robienia. Sprostuje tylko, ze stok narciarski nie jest w Dubai Mall, ale w Mall of the Emirates. I z kuponem z aplikacji The Entertainer, calkiem przystepny cenowo.Filipiny natomiast wcale mnie nie kreca... Ale relacja i tak pierwsza klasa!
@oskiboski nie
:) na Boholu gotówka załatwia wszystko
:) nie wiem jak w przypadku policji, nie miałam okazji sprawdzić
:lol: oprócz opłaty za wypożyczenie skutera brali dodatkowo kaucję, ale jakieś śmieszne kwoty
Ze względu na swój wyspiarski charakter Filipiny zapewniają różnorodność zarówno krajobrazową, jak i kulturową. Każda, niezależna wyspa ma swój unikatowy, niepowtarzalny charakter, a jednocześnie wszystkie mają wspólny mianownik i są integralną częścią większej, spójnej całości.
Nadal blisko tysiąc filipińskich wysp jest niezamieszkanych. Pozostają one królestwem przyrody i całkowicie dziewiczym zakątkiem świata.
Jako zagorzały nature lover zawsze szukam destynacji, które zapewnią mi odpoczynek powiązany z bliskością natury. Po przeludnionym Pekinie, hałaśliwym Sajgonie i pełnym chaosu Hanoi wyczekiwałam wakacji z dala od metropolii. Potrzebowałam wyciszenia.
Rajskie plaże przyozdobione szeregiem gęstych palm.
Barwna rafa koralowa i snorkleing w turkusowo-krystalicznych wodach.
Jazda skuterem bez celu - wśród bezkresnych, nierealnie zielonych pól ryżowych.
Odkrywanie kolejnych wysp, poznawanie ich klimatu.
Do tego obietnica pływania w towarzystwie żółwi i wizyta u cudacznych wyraków.
Tak, to był bezczelnie dobry plan :D
Wiem, że mimo tego, że odwiedziłam zaledwie niewielki wycinek Filipin, to doświadczyłam ich bardziej niż zakładałam. I bardziej niż marzyłam. :mrgreen: Ale o tym później…
Co do planu podróżny... no cóż - ten mocno odbiegał od naszych wyjazdowych standardów, bo… w zasadzie go nie było. Z reguły jeszcze w Polsce dopinam wszystko na ostatni guzik (lub jak to woli: tuzin guzików). A tym razem? Nie miałam ani mocy, ani motywacji do studiowania dziesiątek przewodników i blogów podróżniczych. Tyle co wróciliśmy z intensywnego Wietnamu, po którym nie zdążyłam się zregenerować. Znacie to uczucie, kiedy po powrocie z wyjazdu przydałby się urlop od urlopu? :P No właśnie…
Na Filipinach czas miał zwolnić… Miał upływać na podziwianiu krajobrazów i morskich kąpielach.
A może brak regeneracji po Wietnamie to wymówka? Może po prostu, zupełnie naturalnie, nadszedł czas, w którym poczuliśmy, że chcemy spróbować innego podróżowania? Że chcemy, tak dla odmiany, przeżyć coś na większym spontanie. Bez pobudek o 4 nad ranem, bez tabelki w Excelu, programu dnia i bez napinki na wyrobienie 100 proc. normy (chociaż generalnie bardzo lubię to uczucie). W każdym razie, w kontekście swojej skrupulatności i perfekcji, ignorancja jaką wykazałam się podczas planowania Filipin była mocno zaskakującym zjawiskiem. Wzniosłam się na swoje osobiste wyżyny. :o
Zanim jednak Filipiny… postanowiliśmy zrobić sobie 4 dniowy stop-over w Dubaju (tak, wiem - a propos alergii na metropolię… :P).
Zjednoczone Emiraty Arabskie nigdy wybitnie nas nie elektyzowały. Stale były deklasowane przez płynnie zmieniającą się czołówkę Bucket Listy i jako destynacja sama w sobie prawdopodobnie nie doczekałby się swoich pięciu minut.
Z jednej strony – Dubaj niby nie zaprzątał naszych myśli. Przynajmniej nie nachalnie. Z drugiej, zgodnie stwierdziliśmy, że jako światowa stolica luksusu i powstałe na piaskach pustyni miasto przyszłości jest tworem tak innowacyjnym i nieprawdopodobnym, że dla zaspokojenia ciekawości trzeba będzie to miejsce kiedyś, choćby przelotem, odwiedzić. Tak dla odhaczenia… coś jak kiczowate Las Vegas – niby marne szanse na zakochanie, ale być w pobliżu i nie dać szansy...? :P
No i stało się. Promocja Cebu Pacific na odcinku Dubaj – Manila. Bilety w cenie 150 złotych błyskawicznie zakończyły rozważania dotyczące zasadności wizyty w Emiratach i otworzyły nowy rozdział podróżniczego pamiętnika - filipińską przygodę.
Ogólny schemat wyjazdu zarysowywał się tak:
10-01-2019 KRAKÓW (KRK) - (DXB) DUBAJ
14-01-2019 DUBAJ (DXB) - (MNL) MANILA
15-01-2019 MANILA (MNL) - (DGT) DUMAGUETE
21-01-2019 TAGBILARAN (TAG) - (MNL) MANILA
21-01-2019 MANILA (MNL) - (PPS) PUERTO PRINCESA
26-01-2019 PUERTO PRINCESA (PPS) - (MNL) MANILA
26-01-2019 MANILA (MNL) - (SIN) SINGAPUR
28-01-2019 SINGAPUR (SIN) - (TXL) BERLINDUBAJ – czyli kraina ropą płynąca... :D
Nooooo…. to, to ja rozumiem. Już samo lotnisko wygląda nieprzeciętnie…
Do centrum miasta dotarliśmy około północy, ale przygody tego dnia dopiero się zaczynały. :shock: I, co gorsza, bynajmniej nie mówię tu o tym, że wciągnęło nas nocne dubajskie życie. Niespodzianka niestety była bardziej prozaiczna. :lol: Otóż, po dotarciu do hotelu okazało się, że w zarezerwowanym przez nas pokoju goszczą już radośnie nowi lokatorzy… Z uwagi na late check-in i brak kontaktu – próbowali się do nas dodzwonić, kiedy niczego nieświadomi lecieliśmy w samolocie - postanowili wynająć pokój komuś innemu. (sic!) Uwielbiam szukać noclegu po nocy i uwielbiam ćwiczyć cierpliwość i strategie negocjacyjne w chwili, kiedy wszyscy z którymi podejmuję temat doskonale wiedzą, że mam mało alternatyw i jestem trochę w d… : :twisted:
Ostatecznie przenieśliśmy się do Golden Tulip Media Hotel. Miałam wrażenie, ze standard delikatnie niższy, ale whatever - przecież nie przyleciałam tu, żeby spać w hotelu……
Dzień 1. – Formuła 1 i projekcje na Burj Khalifa, czyli jak zrobić pierwsze dobre wrażenie.
…obudziłam się koło południa. :D :D :D
Pierwszy odruch – 12 ?!?!?!
Drugi odruch – kobieto oddychaj, przecież wdrażasz plan „bez planu”.
Po szybkiej burzy mózgów zarysował się z grubsza plan pierwszego dnia. Szczęście się do nas uśmiechnęło. Przynajmniej do @Maxi1982. Okazało się, że w piątek startuje 24-godzinny rajd na torze Formuły 1. Mało tego – wejście jest zupełnie darmowe. :D Póki co, podoba mi się ten Dubaj – miało być drogo, a tu proszę jakie zaskoczenie. :mrgreen:
Zagorzałą fanką sportów motoryzacyjnych nie jestem, ale co innego oglądać w tv, a co innego zobaczyć The Hankook 24h Dubai Endurance Race na żywo. Długo nie trzeba było mnie namawiać.
Jako marny znawca tematu ograniczę się do zacytowania słów Maksa, którego warkot silników przyprawiał o wielokrotny zawrót głowy i (wg. relacji) co rusz wyzuwało go z trampek. :lol: „Spaliny z setek litrów paliwa, tony spalonej gumy - odleciałem.... Jeżeli istnieje raj to na bank oddycha się tam czymś takim”. No cóż. Ja tam mam nadzieję, że w raju będę jednak oddychać czymś innym… :P Nie ważne. Warto było, chociaż miks wspomnianych zapachów plus panujący tam hałas były kombinacją tak intensywną, że po około 2 godzinach – w obawie o zdrowie psychiczne - opuściliśmy imprezę. 8-)
W drodze do hotelu postanowiliśmy zatrzymać się w pobliżu Dubaj Mall na wstępne oględziny jednego z najbardziej spektakularnych elementów dubajskiej architektury - Burj Khalify, której wielkie otwarcie miało miejsce w 2010 roku. Aby ją zobaczyć w całej okazałości trzeba najpierw przespacerować się ok. 15 minut łącznikiem z metra do Dubai Mall, a następnie przedrałować kolejne 20 min. przez całe centrum handlowe...
Burj Khalifa jest aktualnie najwyższym wieżowcem na świecie i nawet takiego architektonicznego ignoranta jak ja wprawiła w prawdziwe osłupienie. Jest nieprawdopodobnie wysoka i cudownie smukła. Wystrzeliwuje na 828 metrów wysokości i ma 206 pięter. Robi wrażenie. Podobno każda zewnętrzna szyba pokryta jest cienką warstwą srebra, żeby odbijać promienie słoneczne i zmniejszać nagrzewanie się budynku. Burj Khalifa dosłownie błyszczy na tle innych wieżowców. Figlarnie drapie chmury po brzuchach. Onieśmiela. Zwala z nóg. I na pewno jest kobietą… ;)
U jej stóp znajduje się największa tańcząca fontanna na świecie z rzędem dysz o długości 275m. Pokaz ich możliwości szczególnie atrakcyjnie prezentuje się po zmroku, kiedy efekt wzmocniony jest przez 6600 świateł zainstalowanych pod taflą wody i 25 kolorowych projektorów.
Ponadto, na Burj Khalifie co pół godziny (począwszy od 18:00) wyświetlane są projekcje. Dzięki nowoczesnej technologii powstaje niezwykły spektakl łączący wodę, światło i muzykę.
Nie wiem, czy iluminacja na Burj Khalifie, którą mieliśmy okazję zobaczyć pierwszego dnia wizyty w Dubaju była tak wyjątkowa ze względu na jakąś okoliczność… Widzieliśmy w kolejnych dniach jeszcze kilka innych jej odsłon i żadna już tak nie zahipnotyzowała. Arabska klimatyczna muzyka w tle… Fontanny perfekcyjnie zsynchronizowane z muzyką wyrzucające w kluczowych momentach wodę na 150 metrów do góry. Wielokolorowe, przecinające niebo lasery oraz niezwykle dopracowane, zmieniające się jak w kalejdoskopie, projekcje na Burj Khalifie. U jej stóp morze ludzi i… zupełna cisza. Zero rozmów. Ciarki z pleców nie schodziły ani na chwilę… Zaczarowała wszystkich.
Dzień 2. – dzielnica Dubai Marina i Jumeirah Palm, czyli pokaz potęgi, fantazji i przepychu.
Dubai Marina to dzielnica mieszkalna wybudowana wokół sztucznego kanału o tej samej nazwie. Jest synonimem przepychu i niewyobrażalnego bogactwa. Na jej obraz składają się szybkie samochody, warte miliony dolarów jachty, eleganckie restauracje oraz ekskluzywne butiki. Dookoła mariny rozciąga się 8-kilometrowy deptak z mostami łączącymi dwie części kanału. Las nowoczesnych wieżowców robi wrażenie. To zaskakujące, że głownie są to budynki mieszkalne.
Marina okazała się być bardzo spokojnym, emanującym przyjazną atmosferą miejscem. Spacerując deptakiem mijaliśmy wiele osób uprawiających jogging, co automatycznie przywiodło na myśl amerykański styl życia – dokładnie tak wspominam poranny spacer wzdłuż wybrzeża Michigan, czy plaże Miami. :D
Bogactwo wylewa się tu z każdego zakamarka, ale miejsce nie jest nadęte. Marina nie jest kiczowata, ani przerysowana. To raczej luksus w eleganckiej, czystej formie.